Primo balerino
Codziennie jakichś pierdół wrzucę garść, niech się rozniesie po świecie, że jestem łabędziem w poezji balecie.
Założyłem bloga, kurde aż mnie boli głowa. Co ja narobiłem, w końcu do pisania się zmusiłem. Straciłem swą niewinność niezrealizowanego wiejskiego poety, już się nie wywinę, że muszę trzaskać kotlety lub inne rytuały życia doczesnego kultywować i bonusy głowy rodziny kumulować.
Nie przedstawiłem się jeszcze, więc zacznę, póki we wpisie się mieszczę.
Mam dwie ręce, dwie nogi, głowę i główkę, którą czasami traktuję jak wymówkę. I żeby do "lipsty" ponad sto kilometrów bez wahania jechać z podwórka na pole w Krakowie zaparkować Śląskiego miecha.
Kończę wstępniak ten uroczy, bo już słychać kolejny wpis jak szeroko kroczy. Słychać go za dnia kolejnego rogiem, jak walczy z perwersji nałogiem. Bo choć dzisiaj było grzecznie to jutro może, być wręcz wulgarnie i niedorzecznie.